Reklama

Nikt nie podejrzewał, że był milionerem, jednak to co zrobił z pieniędzmi gdy umarł zaskoczyło cały świat.

Gdy 63-letni Alan Naiman z Seattle zmarł na raka, większość ludzi nie podejrzewała go, o bycie milionerem. Jednak nie tylko to wywołało zaskoczenie ludzi, ale przede wszystkim to w jaki sposób rozdysponował swój majątek. 11 milionów dolarów trafiło do różnych instytucji charytatywnych zajmujących się dziećmi.

Mężczyzna nigdy się nie ożenił i nie miał dzieci. Pracował w latach 80-tych w banku. Tam zaprzyjaźnił się z Shashi Karanem, który był jedną z niewielu osób, które zdawały sobie sprawę z tego jak duży był jego majątek.

"To był typ człowieka, który nigdy nie wyda na siebie pieniędzy. To była jego natura, że lubił odkładać pieniądze" wspomina Karan w wywiadzie, dodaje: "Chyba zawsze wiedział, że zostawi pieniądze na cele charytatywne".

Przyjaciele często rozmawiali na temat różnych inwestycji oraz oszczędzania. Naiman wyznaczył Karana jako osobę odpowiedzialną za wykonanie jego testamentu.

"Dla niego oszczędzanie to była taka gra. Czasami potrafił przechwalać się, że spędził cały dzień i nie wydał ani centa" - wspomina Karan. Zakupy robił tylko na wyprzedażach. Zdarzało się, że chodził w zniszczonych butach, bo nie chciał wydawać pieniędzy na nowe.

Po tym jak Alan przerwał karierę w banku, poświęcił swoje życie pracy społecznej, miał nawet kilka etatów jednocześnie w różnych organizacjach zajmujących się opieką chorymi i niepełnosprawnymi dziećmi.

Opiekował się też niepełnosprawnym bratem Danielem. Kochał samochody, jednak przez większość życia jeździł starymi gratami. Gdy jego brat zmarł w 2013 roku, Naiman zdecydował się w końcu kupić sportowe auto - Scion FR-S. Jak to skomentował później Karan: "To ładne auto, ale nie jest to Mustang, Corvette lub Porsche, na które przecież z łatwością było go stać".

Naiman rozważał podróżowanie po świecie, jednak diagnoza pokrzyżowała te plany. Gdy dowiedział się, że jest nieuleczalnie chory, poświęcił cały czas na szukaniu organizacji charytatywnych.

Jedną z organizacji obdarowanych po śmierci mężczyzny jest Pediatric Interim Care Center zajmująca się opieką nad dziećmi urodzonymi z wadami spowodowanymi zażywaniem narkotyków w ciąży, która otrzymała 2,5 mln dolarów. Naiman gdy pracował w opiece społecznej zadzwonił kiedyś do tej organizacji mówiąc, że jest noworodek, który potrzebuje pomocy, a założycielka centrum, Barbara Drennen zjawiła się w środku nocy by odebrać dziecko i zaopiekować się nim. Naiman w swoim testamencie napisał, że chce obdarować to centrum pomocy, ponieważ pomogli gdy on potrzebował pomocy.

"Jesteśmy wdzięczni dla Alana, nie tylko za to co pozostawił po sobie, ale przede wszystkim za jego życie, które oddane było pomocy dzieciom" - napisali w podziękowaniu na stronie.

Polub Podaj.to na Facebooku

Najpopularniejsze historie

Reklama

Zobacz podobne

Nie przegap najciekawszych artykułów! Czy chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych treściach?

Nie, dziękuję Zgadzam się
Podaj.to

Dodajemy ciekawe materiały codziennie Polub Podaj.to na Facebooku

x